BLANK FACES to post rockowo-metalowa grupa z bardzo dobrym debiutem na koncie. „Freefall” to kawał porządnego grania, z którym możecie się zapoznać na ich bandcamopie. Ale nie tylko o krążku przyszło mi „pisać” z Wojtkiem, Kubą, Michałem i Marcinem. O czym jeszcze? Przekonajcie się sami! I koniecznie posłuchajcie płyty!
Witajcie. Blak Faces to bardzo ciekawy i obiecujący zespół, album „Freefall” był nawet „Demonem miesiąca” w „Metal Hammerze”. Widzę, żedobijacie się drzwiami i oknami. Biorąc pod uwagę, że gracie muzykę instrumentalną, a więc trudniejszą w odbiorze można powiedzieć, że odnieśliście już nie mały sukces. Zgadzacie się?
Marcin: Sukces to dość mocne słowo. Można je odbierać na wiele sposobów. Sukcesu komercyjnego nie odnieśliśmy, nie jesteśmy znani szerszej publiczności, w ogólnopolskim radiu nas próżno szukać – ale to wszystko nie ma znaczenia. Dla nas sukcesem jest sam fakt, że nasza płyta, wydana dość niskimi kosztami i kompletnie „undergroundowo”, bez wielkiej promocji, zebrała dość entuzjastyczne recenzje w internecie i prasie muzycznej. Sukcesem jest także to, że nasza muzyka, która nie jest przecież najłatwiejsza w odbiorze, sprawdza się dobrze na koncertach i spotykamy się zawsze z bardzo pozytywnymi reakcjami od strony publiczności. To jest nasz sukces.
„Freefall” łączy w sobie elementy post rocka i post metalu, są też ciekawe smaczki aranżacyjne, kompozycje są bardzo rozbudowane. Jak powstawały utwory, szczególnie ciekawi mnie proces powstawania ponad dziesięciominutowego utworu tytułowego.
Marcin: Podczas pracy nad Freefall utwory powstawały przez ponad rok – to był czas na muzyczne „dotarcie” się wszystkich elementów. Są tam więc utwory, które powstały na kilka tygodni przed wejściem do studia, jak i takie, które leżały w „szufladzie” już kawałek czasu. Ale schemat pracy był zawsze taki sam – improwizacje na próbach. Czasem puszczaliśmy się kompletnie na żywioł i po prostu graliśmy coczuliśmy, czasem wyznaczaliśmy sobie drogowskazy, jak dalej podążyć, w stylu „mocniej, głośniej, wolniej, ciszej”, a czasem po prostu ktoś wpadał na pomysł fajnego riffu czy melodii. A potem żmudny proces aranżowania tych improwizacji, żeby nadać im ostateczny kształt. Przy pisaniu nowego materiału próbujemy też innych form komponowania, zdarza się, że ktoś przynosi na próbę już prawie skończony numer, ale nadal improwizacje są naszą największą kopalnią pomysłów.
Tytuły utworów zdają się być „wszystkimi słowami” opisującymi je. Możecie przybliżyć nieco genezę takich tytułów jak Like Planets in Slow Motion” czy „Everyhing is Still Happening”. Zastanawia mnie też utwór ochrzczony tylko „…”. Kryje się za tym coś więcej?
Wojtek: Podczas tworzenia albumu „Freefall” pracowało nad nim 5 osób z czego, cholera, żadnego humanisty. Powodowało to niemałą trudność u nas już od samych początków – stworzenia nazwy zespołu itp. itd. i podobnie rzecz się miała przy wymyślaniu nazw do utworów. Nie jesteśmy osobami, które swoją twórczością przemycają „drugie dno”, głębsze przesłanie etc. stąd nazwy do utworów zostały stworzone na prostej zasadzie: z czym mi się ten utwór kojarzy . I faktycznie – wspomniany Like planets… albo Anxious wg mnie idealnie trafiliśmy. Utwór ochrzszczony „…” funkcjonuje jako tzw. smaczek dopełniający i wytwarzający pewien klimat, nie jako pełnoprawny utwór – to bardziej taka wstawka, stąd i nazwa nieskomplikowana <śmiech> Teraz do składu dołączył Kuba – typowy humanista, więc każdy z nas chętnie zniósł z siebie ciężar wymyślania tekstów, nazw etc. i zrzucił go na niego. On z tego co mi wiadomo też nie protestuje za bardzo…
Wasze brzmienie moim zdaniem jeszcze nie do końca okrzepło, ale mam wrażenie, że kolejne dzieło będzie jeszcze mocniejsze, utrzymane w cięższych klimatach. Mam rację?
Marcin: Utwory pisane na Freefall były zlepkiem pomysłów z różnych okresów. Przy pisaniu nowego materiału staramy się myśleć już nie tylko o poszczególnych utworach, ale także o całym koncepcie albumu, tak żeby brzmiało to dużo spójniej niż debiut. Wprowadzamy do naszej muzyki nowe elementy, nie chcemy nagrać „Freefall” wersja 2.0, chcemy żeby to było coś świeżego i może chwilami dość zaskakującego dla słuchacza znającego nas tylko z wersji „studyjnej” pierwszego albumu. Mogę zdradzić tyle – melodyjne fragmenty będą jeszcze bardziej melodyjne, a cięższe partie jeszcze mocniejsze, przy okazji będzie jeszcze więcej barw klawiszowych.
Bardziej inspiruje was post rock czy post metal? Grupy w rodzaju God Is An Astronaut czy raczej Amenra i Neurosis? A może inspirujecie się zupełnie czymś innym?
Michał: Słucham dużo gatunków muzyki i pewnie inspiruje mnie po trochę każdy z nich, ale jeśli mamy się skupić na tych dwóch konkretnych, to zdecydowanie post-metal. AmenRa owszem, bardzo. Neurosis może trochę mniej (ale też lubię), ale za to Rosetta, A Storm of Light, Ufommamut, Cult of Luna i inne. Inspirować może zresztą nie tylko muzyka, także film, inne rodzaje sztuki, podróż tramwajem przez miasto w deszczowy wieczór. Jednym słowem wszystko – dla każdego coś miłego.
Marcin: Inspiruje nas po prostu dobra muzyka, bez szufladkowania i ograniczeń. Punktem wspólnym naszych zainteresowań muzycznych jest oczywiście scena post, ale każdy z nas ma troszkę inne muzyczne korzenie i inspiracje, dzięki temu możemy w naszą muzykę wplatać elementy z innych muzycznych gatunków. Nie chcemy być postrzegani jako typowy postrockowy czy postmetalowy zespół.
Kuba:Inspiracja nie jest do końca rzeczą wymierną. To bardziej podświadomy impuls,który zostaje przekuty na dźwięki. Dopiero później okazuje się co przyczyniło się do stworzenia konkretnej partii muzyki. To jest inaczej niż z pisaniem tekstów.
Wiem, że młodym grupom nie łatwo jest udać się na porządną trasę koncertową, koszty są zbyt duże by tułać się po kraju. Domyślam się jednak, że udało Wam się załapać na kilka fajnych gigów. Jaki był Wasz najbardziej udany koncert? Możecie powiedzieć, że macie już stałą i wierną grupę fanów?
Marcin: We Wrocławiu, skąd pochodzimy, udało nam się już znaleźć kilku oddanych fanów. Ale gdziekolwiek się nie pojawiamy to odzew publiczności jest zawsze świetny, zawsze jesteśmy miło przyjmowani i zawsze staramy się dać z siebie wszystko, nieważne czy na koncercie jest osób 20, czy 200. Granie na żywo sprawia nam wielką przyjemność i zawsze chętnie się tymi emocjami z publicznością podzielimy! Naszym najważniejszym gigiem do tej pory był wspólny koncert z Tides From Nebula w szczelnie wypełnionym klubie Firlej we Wrocławiu. Ale jeszcze wszystko przed nami…
Wojtek: Wiesz, ja najbardziej lubię grać tam gdzie się nas nie spodziewają, gdzie nie spodziewają się muzyki instrumentalnej, post metalowej etc.wtedy sprawia mi to niesamowitą frajdę, a jeszcze większą – jak ludzie zaczynają to łapać i włączają się w koncert, a takie momenty mieliśmy m.in. jako support wrocławskiego koncertu Luxtorpedy, lub też jako uczestnik konkursu kapel (raz nam się zdarzyło). To świetne, jak osoby na co dzień nieobcujące z taką muzyką, podchodzą po koncercie i mówią, że naprawdę im się podobało, wtedy tak naprawdę odnosimy swój mały sukces.
Jak to w ogóle się stało, że razem gracie? Od razu padł pomysł, że będziecie grać instrumentalną muzykę? To trochę ryzykowny pomysł, teoretycznie zawęża Wam krąg odbiorców. Czujecie, że gracie muzykę dla wybranych, dla tych którym nie potrzebne są słowa do szczęścia?
Wojtek: Gramy razem bo z takim Docentem albo Mateuszem (były basista) znaliśmy się już wcześniej, do Marcina zadzwoniłem jako osobę z ogłoszenia, to samo w przypadku Olka. Nowy skład obecnie – Michała znaliśmy z widzenia się na naszej salce i koncertów, a on ściągnął Kubę.
Marcin: Nasz „styl” cały czas ewoluuje. Nie ograniczamy się nawzajem, nie stawiamy sobie muzycznych barier, idziemy w taką stronę w jaką nas fala inspiracji poniesie. A co do słów i braku wokalu – zapraszamy na koncerty! Możecie zostać miło zaskoczeni…
Wojtek: Składając zespół od razu miałem wytyczne, że zmierzamy w stronę post- metalu, brak wokalisty spowodował że obraliśmy kurs instrumentalnej muzy. Czy ryzykowny ? Sam oceń co byłoby bardziej ryzykowne – zamknąć się w salce i robić 30 kawałków, robione pod wokal, czekając na łaskę znalezienia wokalisty, czy spięcie dupy w takiej formie jak my to zrobiliśmy – mamy to co mamy i z tego rzeźbimy? Czas zweryfikował co nie było ryzykiem i bardzo jesteśmy z tego powodu zadowoleni, że tak wyszło. Nie zgodzę się z tym że zawęziliśmy takim zabiegiem grono odbiorców, a już tym bardziej nie zgodzę się, że gramy dla wybrańców. Podczas koncertu z Luxtorpedą graliśmy teoretycznie przed „nie naszym” targetem, odzew był kompletnie inny – ludziom się podobało, kupowali płyty, usłyszeliśmy również kilka ciepłych słów. Sam od początku uważam, że nie gramy muzyki dla konkretnej grupy – gramy muzykę dla ludzi i albo się to komuś podoba albo nie, mojej mamie się, np. podoba, a to ponoć inne pokolenie i nie chodzi ubrana na czarno z czarnym makijażem <śmiech>
Michał: Co do słów, to zaczynają się pojawiać. Kuba podśpiewuje parę wersów od czasu do czasu. A czy zawęża to grono odbiorców? Często słyszę, że ludzi nie interesuje tekst, nie przeszkadza im, że nie rozumieją słów, nie próbują ich tłumaczyć. Więc, być może, ciekawe instrumentalne podejście jest nawet lepsze!
Kuba: Ja dołączyłem do Blank Faces pod koniec zeszłego roku. Już po kilku spotkaniach miałem wrażenie, że znamy się od zawsze. Miałem wolną rękę jeśli chodzi o klawiszowe interpretacje utworów z Freefall, co miało wpływ na możliwość urozmaicenia ich. Na żywo materiał z pierwszej płyty brzmi dzięki temu inaczej niż na nagraniu. Nie szykanujemy się nawzajem, wrzucamy pomysły do worka i to jak się złączą przeradza się w utwór. A co do braku wokalu, panuje przekonanie, że słowa w utworze są jak czasowniki w zdaniu, bez których nie ma ładu. W naszej muzyce dzieje się na tyle dużo, że regularny wokal byłby już nadmiarem, nieczytelnym elementem rozpraszającym. No ale tak jak Marcin wspomniał, możecie zostać miło zaskoczeni przychodząc na nasze koncerty.
Udzielacie się też w projekcie Synchropath, który remiksował utwory z „Freefall” Ta druga grupa jest bardziej elektroniczna ale równie ciekawa. Można się spodziewać, że obie grupy będą działać regularnie, bez „wchodzenia sobie w drogę”?
Marcin: Synchropath jest zespołem działającym na takich samych pełnoprawnych zasadach jak Blank Faces. Do współpracy zaprosił nas Kuba, nasz spec od elektroniki, którego Synchropath to ‚macierzysty’ zepół. Fakt, że trzy osoby z naszego składu grają równolegle w innym nie powoduje żadnych kolizji. Nie widzę żadnych przeciwskazańdla których oba projekty nie mogłyby istnieć koło siebie, wrecz przeciwnie! Planujemy na jesień nawet wspólne koncerty. Nie możemy się już doczekać.
Macie już jakieś plany na przyszłość? Debiut już swoje rozbił, niedługo pora na ponowne uderzenie. Macie jakieś koncertowe marzenia? Kapele u boku których chcielibyście zagrać?
Marcin: Pracujemy nad nowym materiałem. Jeszcze w tym roku chcemy wydać 3 utworową EPkę z utworami które powstały w okresie „przejściowym” – od czasu wydania „Freefall” do personalnych roszad, do których doszło pod koniec poprzedniego roku. A już w nowym składzie, wspólnie pracujemy nad utworami na kolejny album, który powinień ukazać się w pierwszej połowie przyszłego roku. Poza tym cały czas aktywnie gramy koncerty, na których prezentujemy też nowy materiał, nie ograniczamy się tylko do utworów znanych z „Freefall”.
Wojtek: Co do koncertowych marzeń – naprawdę chciałbym kiedyś zagrać u boku wielkich kapel Cult Of Luna czy Neurosis, ale to już baaardzo wielkie marzenie <śmiech> Z bardziej realnych – chcielibyśmy w końcu zagrać nieco dalej niż okolice Dolnego Śląska, objechać trochę rodzimego kraju, zagrać w dużych miastach jak Kraków, Warszawa, Lublin, Gdańsk, ale na tym etapie nie jesteśmy niestety w stanie sami tego załatwić, zobaczymy co czas przyniesie.
Ostatnie słowa należą do Was. W kilku słowach powiedzcie czytelnikom warto „zaprzyjaźnić” się z muzyką Blank Faces?
Wojtek: Dziękujemy Ci bardzo za wywiad, dziękujemy za zainteresowanie. Dlaczego warto zaprzyjaźnić się z naszą muzyką ? Kochamy to co robimy, jest to szczere, w dużej mierze samo z nas wypływa bez pobudek pokroju „chcę zdobyć świat”, nam się to nie nudzi i cały czas ją przeżywamy czy to podczas dużego koncertu, czy nawet podczas zwykłej próby, stąd polecam przynajmniej zapoznanie się z naszą twórczością – jak komuś się spodoba to jest to dla nas ogromna radość.