KAT&ROMAN KOSTRZEWSKI – KLUB55 – Warszawa 04.10.2012

1.Morderca

2.Masz mnie wampirze

3.Porwany obłędem 

4.Ojcze samotni 

5.Bastard 

6.Cmok-cmok mlask-mlask 

7.Tak mi chce samotność 

8.Czas zemsty (akustyczna) 

9.Robak (akustyczna) 

10.Spojrzenie (akustyczna) 

11.Łza dla cieniów minionych (akustyczna) 

12.Śpisz jak kamień 

13.Płaszcz skrytobójcy 

14.Stworzyłem piękną rzecz 

15.Maryja omen 

16.Wolni od klęczenia 

17.Kupa świąt 

18.Strzeż się plucia pod wiatr 

Bis:

19.Niewinność

20.Wyrocznia

21.Ostatni tabor

„To wy tutaj jesteście kościołem – żadnego innego nie potrzebujemy” Powiedział nam ze sceny Roman Kostrzewski – i rzeczywiście… nikt ze zgromadzonych w ten wczesnojesienny parszywy wieczór w przyciasnym „Klubie 55” zorientowanym na diametralnie różne od metalowych klimaty – powtarzam – nikt nie znalazł się tam przypadkiem.

Przed klubem nie zjawiłem się punktualnie. Supporty – w postaci Antyradio Coverband i nic niemówiącego mi zespołu Post Profession – moje ucho znów olało. Każdy pojedynczy, napojony piwem organizm oczekiwał kulminacyjnego, Katowskiego spazmu. Oczekiwanie pomiędzy zejściem Post Profession a pojawieniem się Kata przeciągnęło się bodaj do kwadransa i drażniło.

Fani jak to fani – histerycznie przyjęli ulubieńców, gdy ci zdecydowali się jednak przy patetycznych dźwiękach syntezatora wywlec stare dupska na deski tej klaustrofobicznej meliny.

A dalej zaczął się raj, chociaż do powiedzenia o utworach mam tyle, że nie odbiegały od wersji studyjnych i gwarantowały utrzymanie stałej temperatury w pierwszym moshpicie w historii tego klubu.
Przekrój metalstwa na gigu wahał się od nieopierzonych podlotków z włosami do ramion, przez młode wilki warszawskiej sceny metalowej odziane w skóry i ciasne dżinsy w których – co dziwne (?) – nic się nie odkształcało, do ludzi którzy przyszli tu z sentymentu, normalni, kilku seniorów, kibice legii ostrzyżeni jak amerykańscy szeregowi. Wniosek jest jeden:  „Wszyscy kochają Kata”

Nie wiem jak mógłbym odnieść się do ich muzyki, będącej jeśli nie świętym strumieniem dźwięków odmieniającym życie, to z pewnością pomnikową klasyką polskiej sceny metalowej.
Cóż…bałem się tylko, że nagłośnienie zawiedzie, bo brzmienie supportów zlewało się w ścianę dźwięku, ale KAT przywiózł swojego nagłośnieniowca i wszystko brzmiało jak na „Różach”.
Miłym i godnym odnotowania interludium było wykonanie kilku kawałków akustycznie – co sprowadzało się do tego że też kopały dupę, ale było słychać jak śpiewa je publika (co widać na video poniżej).

Na koniec dopierdolili (gdyby zrobili cokolwiek innego użyłbym jakiegoś innego słowa, ale oni naprawdę „dopierdolili” ) „Strzeż się plucia pod wiatr” i zeszli mimo głośnych, nieustających protestów publiki, która nie dała za wygraną przez kilka minut, więc weterani wrócili niezmordowanie zabisować.
(Jakoś w tym czasie zorientowałem się że blachy wypadły mi z glanów w moshu i dyskretnie zająłem strategiczną pozycję za barem)
Zaczęli kawałkiem „Niewinność” dedykowanym wszystkim paniom (i nie była to dedykacja w stylu Kanibali: „A teraz dla wszystkich pań: „Fucked With a Knife” )
A absolutnie najlepsze zostawili na koniec – „Wyrocznią” a potem „Ostatnim Taborem” tchnęli w publikę nowe siły tak, że żegnani byli przez zaspokojoną, wilgotną, zarumienioną i drżącą publikę tak samo intensywnie jak witani.

Warto! Warto byłoby zapłacić nawet dwa razy więcej! Na nich zawsze warto. Chyba jednak jebnę ich tatuaż!

/66szukaj

3 comments on “KAT&ROMAN KOSTRZEWSKI – KLUB55 – Warszawa 04.10.2012

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s