1. Nostalgia
2. Egress
3. New Setting
4. Stormcalling
5. Adrift
6. Thawing Innocence
7. Stare into the Sun
8. Canvas for Departure
Kiedy zdejmuję tę płytkę z półki, wszystko się zgadza. Za oknem mglista noc, czarne łysiejące zarysy drzew nie poruszają się, pomarańczowe słońca latarni nie ogrzewają atmosfery ani trochę. Schyłek października to czas w którym ta płyta uderzy i rozedrga zmysły najbardziej. Front stapia się z rzeczywistością za oknem, tak jak i ja stapiam się z prawie godziną muzycznego pejzażu, stworzonego przez Polaków, ale za Wielką Wodą. Cóż… jesień mają widocznie taką samą jak ta polska – wcale nie taką znów złotą.
Pierwsze pięć sekund bywa dla krążka kluczowe – tu skojarzenie jest jedno: Opeth, ale Opeth rozwinięty i zagrany nie w sposób szwedzki – i tu refleksja, że Opeth przecież już tak nie gra, a szkoda… Gwynbleidd zapełnia tę niszę z bezdyskusyjnym powodzeniem. Klimaty Opeth – October Falls – Insomnium towarzyszą nam przez cały spacer. Mamy akustyczne listki właściwie w każdym kawałku – w szczególności instrumentale to popis wirtuozerii kompozycyjnej i technicznej – nie ustępujący Szwedom. Konstrukcja utworów ma tę cenną cechę, że wciąga przeplotem motywów, zamiast zapętleniami.
Wokalnie mamy (przy wstawkach akustycznych) czyste dwugłosy męskie i pełnokrwiste gardłowe growle, więc esteta i brutal podadzą sobie ręce. Złośliwiec powiedziałby, że brzmieniowo to ogrywanie przez godzinę motywów z wczesnego Opeth w różnych konfiguracjach. Moja kobieca intuicja, przesłuchanie za przesłuchaniem podpowiada coraz uparciej, że to raczej konceptualny muzyczny landsztaft, który dzielić można – jak popularne wafelki – na kawałki – lub uświnić sobie ryj z radością wpychając sobie do ucha całego (no wiecie o co chodzi…)
Ta płyta jest jak szemrana knajpa z ekskluzywnym zamtuzem – powoli delektujemy się przestrzennymi partiami akustycznymi, zapadamy w nie głęboko, a one w nas, za chwilę zaczyna się robić stopniowo coraz ostrzej, aż do szczytowego momentu, w którym dostajemy w ryj mocarną lawiną riffu, ale paradoksalnie po tym jak płyta przestanie się obracać, towarzyszy nam suma satysfakcji seksu po którym cała kamienica wyszła na papierosa, i wygranej ustawki.
Ta recenzja miała wyglądać inaczej, w sumie mogłoby jej nie być w ogóle, bo nagranie poniżej wyraża więcej niż wszystkie moje wymyślne przenośnie. Sprowadźmy więc, za moim przykładem, płytę z USA, zgaśmy światło, zapalmy kadzidło i wejdźmy w jesień – tę muzyczną, i tę za oknem – bo jesień może być zachwycająca.
Dla złośliwych 8, dla entuzjastów 9,5
/66szukaj