Mamy już styczeń, więc wypada żebym w końcu przedstawił Wam moje autorskie podsumowanie roku 2012. Nie będę się za bardzo rozwodził nad poszczególnymi pozycjami, za ta przedstawiam aż 15 albumów podzielonych na dwie kategorie (Świat i Polska). Zapraszam do czytania i słuchania, szczególnie, że w moim top 2012 znajdziecie generalnie inne wydawnictwa niż opisywane przez resztę redakcji – dominuje szeroko rozumiany rock i thrash, ale śladowe ilości innych gatunków też są obecne!
Świat
7. Graveyard – „Lights Out” – na początek propozycja rodem z mroźnej północy. Mimo oczywistych skojarzeń nie uświadczymy tu żadnego black czy deathmetalowego grania, ale solidną porcję rockowej jazdy. Jeżeli tęsknicie (nawet jeśli nie macie prawa tych czasów pamiętać) za tym, co działo się na scenach jakieś 40 lat temu – pozycja obowiązkowa.
Posłuchaj – „Seven, Seven”
6. Dead Can Dance – „Anastasis” – powrót po latach i to w wielkim stylu. Płyta bardzo nastrojowa, przyjemna w odbiorze – krótko mówiąc, stare dobre Dead Can Dance. Z całej masy świetnych kawałków warto wyróżnić „Return Of The She-King” – prawdziwa perełka.
Posłuchaj – „Return Of The She-King”
5. Flying Colors – „Flying Colors” – ten rok przyniósł debiut kolejnej supergrupy ( zresztą opisywana płyta znalazła się tu trochę kosztem „Afterglow” od BCC). W projekcie udziela się dwóch panów Morse oraz Portnoy, co chyba zapewnia murowany sukces. Jednak nawet nie oglądając się na personalia trzeba przyznać, że album zawiera kawał dobrego, chwytliwego rocka z masą świetnych melodii, czyli dokładnie tak jak lubię.
Posłuchaj – „Kayla”
4. Kreator „Phantom Antichrist”/ Destruction „Spiritual Genocide” – bez wątpienia thrash to obok samochodów i piwa jeden z flagowych niemieckich produktów. Nie mogłem zdecydować, na co ostatecznie postawić, ostatecznie na wyróżnienie zasługują oba krążki. Kreator pokazuje, że trzyma wysoką formę już od kilku wydawnictw, natomiast Destrucion udowadnia, że nie odstaje poziomom od bardziej znanych rodaków i atakuje nawet z jeszcze większą brutalnością.
Posłuchaj – Kreator- „Flood Into Fire” , Destruction – „City of Doom”
3. Marillion – „Sounds That Can’t Be Made” – jeśli jakąś muzykę miałbym określić jako po prostu piękną, to bez wątpienia byłyby to dokonania Hogartha i spółki. Weterani prezentują na swoim nowym albumie zestaw urokliwych kompozycji, choć nie zawsze nawiązujących tematycznie do łatwych i przyjemnych spraw.
Posłuchaj – „The Sky Above The Rain”
2. Testament – „Dark Roots Of Earth” – miniony rok był dobry dla fanów thrashu, a nowe dzieło Testamentu jest najdoskonalszym tego przykładem. Na krążku Amerykanów może brakowało jakiegoś przeboju, ale to w końcu nie rock, gdzie liczy się chwytliwy singiel. „Dark Roots Of Earth” razi przede wszystkim, jako całość, stąd też tak wysoka lokata.
Posłuchaj –„True American Hate”
1. The Cult – „Choice Of Weapon” – na samym szczycie ląduje zespół, który udowadnia, że rock się jeszcze nie skończył, a co więcej nie wyczerpał w obowiązującej od dekad formule. Nie ma tu nic nowego, przełomowego czy zaskakującego. A mimo wszystko słucham tej płyty z niesamowitą przyjemnością do czego zachęcam także i Was.
Posłuchaj – „Honey For The Knife”
Polska
7. Crystal Viper – „Crimen Excepta” – polską część zestawienia otwiera solidny heavy metalowy krążek. Płyta nagrana zgodnie ze wszystkimi wymogami gatunku, co oznacza, że nie ma, co spodziewać się fajerwerków, ale ze względu na wysoki poziom kompozycji słucha się jej bardzo przyjemnie. Warto odnotować gościnny udział Petera!
Posłuchaj – „Witch’s Mark”
6. Anti Tank Nun – „Hang’em High” – początkowo podchodziłem do tego projektu dosyć nieufnie. Zakonnica wydawała mi się bowiem próbą wypromowania młodej gwiazdki. Muszę jednak przyznać, że po kolejnych przesłuchaniach, co raz bardziej zmieniałem swoją opinię a obecnie nie pozostaje mi nic innego jak tylko chwalić Anti Tank Nun za kawał dobrego gitarowego grania.
Posłuchaj – „If you are going through hell, keep going”
5. Acid Drinkers – „La Part Du Diable” – długo trzeba było czekać na autorski materiał od Kwasożłopów, ale było warto. Płyta diametralnie inna niż „Verses Of Steel”, niemniej także bardzo dobra. Nie może takiego kopa jak za dawnych lat, ale jest sporo brudu, ciężaru, co wypada zdecydowanie na plus. Poza tym warto zauważyć, że to już druga świetna płyta w ciągu roku, w której maczał palce Titus.
Posłuchaj – „Bundy’s DNA”
4. Hellectricity – „Salem Blood” – płytowy debiut Hellki przenosi nas w muzyczne lata 80. Obeszło się jednak bez sentymentów, za to z ostrą heavy metalową jazdą. Słychać, że zespół czuje klimat tamtych lat, bo choć z grania w stylu Motorhead nic nie wyszło, to całość brzmi bardzo dobrze.
Posłuchaj – „Silver Bullets”
3. Alastor – „Out Of Anger” – w 2012 roku polska scena thrashowa nie obrodziła wprawdzie tak jak światowa, jednak mimo to nie można narzekać. Z wydawnictwem płytowym powrócił Alastor i z miejsca pokazał, że należy mu się miejsce w absolutnej czołówce. Dobrze byłoby, żeby przykład z weteranów wzięli też Panowie z Wolf Spider i Hammer.
Posłuchaj – „Look At Me”
2. Luxtorpeda – „Robaki” – poznaniacy narzucają sobie zabójcze tempo. Dwa lata i dwie świetne płyty. W moim odczuciu „Robaki” przewyższają nawet debiut. Nowy materiał jest równiejszy, a jednocześnie więcej tu bardzo dobrych i świetnych numerów. Płyta nagrana jest prosto i bez żadnego kombinowania, co pozwala wyrazić maksimum czystej, rockowej energii (choć jest też eksperyment w stylu „Gdzie Ty Jesteś?”).
Posłuchaj – „Fanatycy”
1. Kruk – „Be 3” – słychać, że formacja Piotra Brzychcego jest na fali wznoszącej. Bo świetnym „It will not come back” kolejny bardzo dobry krążek. Słychać postęp, ale jednocześnie zespół pozostaje wierny swoim hard rockowym korzeniom. O ile na szczycie podsumowania światowego byli rockowi weterani to w przypadku polski mamy do czynienia ze stosunkowo młodą grupą. Dowód na to, że bez względu na wszystko rock trzyma się mocno?
Posłuchaj – „Gdyby Upadł Świat”
Obiecywałem piętnaście i będzie piętnaście – nagroda specjalna wędruje do Led Zeppelin!
Led Zeppelin – „Celebration Day” – z wydawnictwami dvd mam zdecydowanie mniej do czynienia niż ze standardowymi LP, jednak propozycja od Led Zepplin bez dwóch zdań wymaga wyróżnienia. Nie będę wypowiadał się o realizacji od strony wizualnej, bo jestem w tych kwestiach kompletnym ignorantem, jednak jedno jest pewne. Na płycie udało się oddać niesamowity klimat występu jaki miał miejsce w Londynie, a biorąc pod uwagę rangę wydarzenia, oznacza to, że „Celebration Day” należy opatrzyć statusem „must have” dla wszystkich fanów rocka.
Obejrzyj – „Whole Lotta Love”
Poza dobrymi albumami zdarzały się także te gorsze. A może nawet nie tyle gorsze, co nietrafiające w moje gusta i oczekiwania. Stąd też radzę tą kategorię traktować dosyć umownie i bardzo subiektywnie. Nawet ja sam muszę przyznać, że albumy, o których tu przeczytacie czesto nie są złe (najgorsze rzeczy długo w pamięci nie zostają), ale po prostu nie spełniły moich oczekiwań.
Steve Harris – „British Lion” – solowy debiut ojca założyciela Iron Maiden był dużą niespodzianką stąd też nie czekałem specjalnie na tą płytę, a więc i zawód mniejszy. Wydawnictwo ratuje trochę moja ogólna sympatia do muzyka, ale jednocześnie biorąc pod uwagę, kto jest autorem krążka, wymagania automatycznie rosną. Starając się patrzeć jak najbardziej obiektywnie otrzymujemy przeciętny rockowy album, którego słucha się całkiem miło, ale który jednocześnie nie zapisuje się chyba niczym na plus.
Linkin Park – „Living Things” – od słuchania LP zaczynałem swoją przygodę z muzyką, tym bardziej żałuję, że w pewnym momencie tak się „popsuli” (idealnie pasowali by do naszej nowej rubryki!). Z sentymentu traktuję ich dosyć ulgowo, ale podejrzewam, że gdyby tą samą muzykę serwował inny wykonawca nie zatrzymałbym się nad nią zbyt długo. Skoro jednak mowa o LP to czekam na powrót do starego stylu, ale to najwidoczniej jeszcze nie w tym roku.
Gojira – „L’Enfant Sauvage” – dobra, ta płyta trafia tu trochę na wyrost. Nowa Gojira nie jest zła, ale skoro to moja prywatna lista i piszę o swoich subiektywnych odczuciach, to powiem szczerze, że spodziewałem się, że Francuzi pójdą w zupełnie innym kierunku. Konkretniej, rozwiną to, co prezentowali na „The Way Of All Flesh”. Tymczasem jest zupełnie inaczej i o ile poprzednie krążki łykałem bez zastanowienia to klimatu „L’Enfant Sauvage” za nic nie mogę uchwycić.
Hunter – „Królestwo”– podobnie jak w przypadku Gojiry. Drak i spółka po prostu nie trafili w moje oczekiwania. Po znakomitym „Hellwood” liczyłem na coś równie mocnego. Tymczasem klimat nowego albumu dobrze oddaje okładka (sprawdza się teoria, którą wysnuł sam Drak!) – czyli jest ponuro, buro i nijako. Kawałki nie mają takiego kopa jak dawniej. Może to wina tak chwalonego przez zespół sposobu nagrywania, a może po prostu zespół nie jest w formie.