2. P’unchaw kachun – Tuta kachun
3. Grandis Spiritus Diavolos
4. Κατά τον δαίμονα του εαυτού
5. Cine iubeşte şi lasă
6. Iwa Voodoo
7. Gilgameš
8. Русалка
9. Ahura Mazdā-Aŋra Mainiuu
10. Χ Ξ Σ
11. Welcome To Hell
Skoro Rotting Christ umieszcza na swoim oficjalnym profilu na facebooku link, dzięki któremu ich jedenastym albumem mogę cieszyć się już dziś, traktuję to jako błogosławieństwo do naskrobania kilku zdań na temat tegoż. Tak więc sobotę mam z głowy.
Ale zanim zajmę się rozkładaniem „Kata Ton Daimona Eatoy” na czynniki pierwsze, chciałbym na chwilę cofnąć się do początków tej greckiej legendy. Robię to dlatego, że droga, jaką bracia Tolis przebyli przez te 26 lat pod szyldem Rotting Christ (powstałego na gruzach Black Church), a także ewolucja muzyki przez nich tworzonej jest niebywała. Ich pierwsze dwa dema („Decline’s Return” i „Leprosy of Death”, obydwa z 1988 roku) oraz Split „The Other Side Of Life” z Sound Pollution (do którego Sakis i Themis należeli również) to grindcore’owy jazgot i bezduszne pastwienie się nad instrumentami (od czegoś trzeba zacząć, czyż nie?). Okres pomiędzy 3 demem „Satanas Tedeum” a singlem „Αποκαθηλωσις” to już śmiałe próby grania surowego black metalu, który w bardziej profesjonalnym stylu utrzymali na „Thy Mighty Contract” oraz „Non Serviam”. Następnie era pomiędzy „Triarchy Of The Lost Lovers” a „Khronos” (ciekawostka, na albumie „Sleep Of The Angels” gościnnie wystąpił Waldemar Sorychta), czyli powolna krystalizacja własnego stylu, któremu najbliżej chyba do flirtu pomiędzy bardziej melodyjnym black metalu z domieszką gotyku. Dosyć wyjątkowym albumem zawsze było dla mnie „Genesis”, a w dyskografii zamieniłbym ten krążek miejscami z następcą z 2004 roku, czyli „Sanctus Diavolos”, ponieważ według mnie bardziej pasuje do tamtego okresu twórczości Rotting Christ, za to poprzednik brzmi jak wstęp do dorobku zapoczątkowanego na „Theogonii”, kontynuowanego na wspaniałym „AEALO”, by w końcu w tym roku wydać na świat mistyczną bestię.
No właśnie, „Kata Ton Daimona Eaytoy” czyli „czyń swoją wolę”. Wolą dwóch członków zespołu było odejście z jego szeregów. Tym sposobem w składzie prócz Sakisa ostał się tylko jego brat Themis (co nie powinno dziwić). I nie licząc oczywiście gościnnego występu sióstr Bougioukli w utworze „Cine iubeşte şi lasă”, pięciu osób z Narodowego Chóru Grecji, a także małej pomocy Jensa Bogrena przy miksach, to właśnie on odpowiada za lwią część tego albumu.
Jeśli chodzi o samo brzmienie płyty, praktycznie brak tutaj blackmetalowego zacięcia, chociaż grupa silniej niż na chociażby dwóch poprzednich płytach odwołuje się do swoich czarnych korzeni. Już otwierający płytę „In Yumen – Xibalba” to kompozycja aż ziejąca nam w twarz czymś w rodzaju „ekstremalnego folku”. Nie ma zresztą potrzeby na siłę próbować sklasyfikować zespół jako grający ściśle określony gatunek. Muzyka obroni się sama. Naprawdę świetną robotę wykonuje tutaj wspomniany wyżej chór, ich ceremonialne głosy w połączeniu z agresją zawartą w potężnym krzyku sławniejszego z braci Tolis daje naprawdę piorunujący efekt, czego przykładem jest „P’unchaw Kachun – Tuta Kachun”. Kolejny „Grandis Spiritus Diavolos” to dla mnie obok „Gilgameš” najbardziej wyrazista kompozycja na płycie. Podniosły wokal i epicki riff plus skojarzenia z chociażby „Doctrine” pochodzącego z „Sanctus Diavolos” wprowadza mnie w stan dziwnej euforii, zaś „Κατά τον δαίμονα του εαυτού” jest jak żywcem wyrwana z lepszej części „Theogonii”. Wielkie brawa dla Sakisa za skupienie się w tekstach nie tylko na starożytnej Helladzie, ale też na historiach rodem z Transylwanii („Cine iubeşte şi lasă”) czy mitach słowiańskich (swojsko brzmiąca „Русалка„). Wyczekuję chwili, gdy zaopatrzę się we własną oryginalną kopię tego albumu, by w pełni zagłębić się w zawarte w tych wypełnionych starożytną magią zdaniach przesłanie. To dzieło praktycznie mną zawładnęło. Kolejne krople do czary tego mrocznego szaleństwa to „Iwa Voodoo” i „Ahura Mazdā-Aŋra Mainiuu”. „Gilgameš” jest niczym pieśń wojownika. Całości dopełnia utwór nazwany „Χ Ξ Σ” (co w tłumaczeniu oznacza trzy szóstki), który do połowy brzmi niczym nowa kompozycja świetnej greckiej neofolkowej formacji Daemonia Nymphe (która z tego co pamiętam miała swój udział w nagraniach do „AEALO”) i jest idealnym utworem na zakończenie tego rytualnego szału. A dla maniaków jest jeszcze bonusowe „Welcome To Hell” dostępne w specjalnej edycji krążka.
Nie wyobrażam sobie, by ktoś miał zastrzeżenia co do oceny, którą wystawiam dla tej płyty. Bo kimże jesteśmy, by krytykować dzieło tak kompletne i dojrzałe, do cna przesączone mistycyzmem i wspaniale zinterpretowanymi legendami z zamierzchłych czasów? W moich rankingach murowany kandydat na album roku. 10 oczek, zero wątpliwości.
When Rotting Christ puts a link on official Facebook profile that thanks to them I’m already enjoying it today I treat it like blessing to write some sentences about it. So I have an acticity for Saturday. But before I engage in factorizing „Kata Ton Daimona Eatoy”, I would like to come back to the beginnings of that greek legend for a while. I’m doing this cause the way of Tolis brother went through past 26 years under the name Rotting Christ (created on Black Church base), and the evolution of music they created is unusual. Their two first demos („Decline’s Return” and „Leprosy of Death”, both from 1988) and split „The Other Side Of Life” with Sound Pollution (Sakis and Themis belonged to that band, as well) are grindcore’s hullabaloo and souless torment of instruments (They had to start with something, hadn’t they?). Period between third demo „Satanas Tedeum” and single „Αποκαθηλωσις” is brave attempt of playing raw black metal which in more professional style was kept in “Thy Mighty Contract” and „Non Serviam”. Then era between „Triarchy Of The Lost Lovers” and „Khronos” (trivia: Waldemar Sorychta made guest appearance on „Sleep Of The Angels”) i.e. slowly crystallization of own style which is probably close to flirt between more melodic black metal with gothic addition. Quite unique album was always for me “Genesis”, and in discography I’d change this album with successor LP from 2004 — „Sanctus Diavolos” because in my opinion it suits better to that period of Rotting Christ creation while predecessor sounds like introduction to output started at “Theogonia”, continuated at mavellous „AEALO” in order to release mystic beast this year.
Oh yeah, „Kata Ton Daimona Eaytoy i.e. “Do What Thou Wilt”. The will of two members was departure of Rotting Christ. In that way in line-up instead of Sakis, in the band stayed only his brother, Themis (what’s not suprising at all). And no mentioning guest appearance of Bougioukli sisters in the song “Cine iubeşte şi lasă”, five people from Greek National Choir, and small help of Jens Borgen with mixing, as well – he’s responsible for the lion’s share of this album.
If we talk about the same sound of longplay, in the practical way there’s no black metal verve, although band refers more to its black roots than at two previous albums. The track which opens the album — “In Yumen – Xibalba” is a composition which breathes to our faces with kind of “extreme folk”. There’s no need to try hard to clasify the band as playing closely specific genre. Music defends itself. As I mentioned before, choir made a great work, their ceremonial voices in combination with aggression contained in powerful scream of more known of Tolis brothers give really electrifying effect which shows “P’unchaw Kachun – Tuta Kachun”. Next song – “Grandis Spiritus Diavolo” with „Gilgameš” is the most expressive composition in this album for me. Lofty vocal and epic riff plus connotations from “Doctrine” at least which is coming from “Sanctus Diabovolos” introduces me into weird euphoria state while “Κατά τον δαίμονα του εαυτού”is like picked out from better part of “Theogonia”. Massive praise for Sakis – when he wrote lyrics, he focused on not only ancient Greece but also on stories strictly from Transylvania (“Cine iubeşte şi lasă”) or slavic myths (“Русалка“ sounds so familiar). I’m awaiting for a moment when I get my own original copy of that album in order to become fully absorbed in the message filled with ancient magic. Practically that work took possesion of me. With next drops to goblet of this dark madness are “Iwa Voodoo” and „Ahura Mazdā-Aŋra Mainiuu”. “Gilgameš” is like the song of a warrior. Wholeness fills up the song called “Χ Ξ Σ” (what means three six) which sounds in the first half of song like newest compostion of great greek neofolk band Daemonia Nymphe (As I remember they took a part in recording “AEALO”), and it is perfect song for the ending of this ritual madness. For maniacs there’s also bonus “Welcome to Hell” which is available in CD’s special edition.
I can’t imagine that anybody will have any strictures to the rate I give for this album. Cause who are we to criticize the complete and so mature work, to the end infiltrated with mysticism and wonderfully interpreted legends from immemorial times? In my rankings it is 100% nominee for album of the year. 10/10 with no doubts.
Vigil