Trzeba przyznać, że na nowy materiał od gigantów z Killswitch Engage czekałem długo – cztery lata, bo to wtedy ukazał się ich album, który w ogóle nie powinien się pojawić, mowa oczywiście o „Killswitch Engage” z 2009 roku. Na wieść, że Howard Jones opuścił szeregi zespołu ucieszyłem się niezmiernie, chłopak na żywo już nie dawał rady, a jego czyste wokale na ostatnim wydawnictwie genialne nie były – pozostało mi tylko czekać na nowego wokalistę w zespole – nie zdziwiłem się po pewnym czasie słysząc, że to właśnie Jessie Leach – pierwszy wokalista zespołu powraca, od tamtego momentu już wiedziałem, że album będzie jednym z lepszych w tym roku. Czytaj dalej →
Zaznaczam, że tekst to subiektywna opinia autora, w której znajdzie się wiele przekleństw, więc jeśli nie lubisz rzucania mięchem, to w tym momencie naciśnij ctrl+w.
W życiu kilka gigów odwiedziłem, nie zamykam się na gatunki, więc przekrój kapel widzianych live mam dość szeroki. Tyle słowem wstępy, co by nie było, że ledwo 10 kapel chłopaczyna widział i się mądrzy.
The Hardest Part zespołu Nothing Personal powinno zainteresować fanów melodic hardcore’u, bo to co wyszło spod ich skrzydeł jest genialnym zalążkiem tego, co wkrótce może być obiektem kultu dla polskiej społeczności. Czytaj dalej →
1. Proposal
2. Almost There
3. HomeSick
4. Vows
5. Sleeping Alone
6. Cuts And Bruises (feat. James Leatherbarrow)
7. Maybe (feat. Mikey Chapman and Sam Douglas)
8. Old Tattoos
9. Life Goes On
10. Broken Lights (feat. Dani Winter-Bates)
11. Our Atlantic
12. Direction
13. Latter
Heart In Hand dzięki swojej pierwszej płycie mieli wejście smoka na scenę brytyjskiego hardcore’u. Tak, tego z pięknymi ciągotami to tworzenia emocjonalnych, przestrzennych dźwięków inspirowanych ambientem. Z drugiej strony, to wciąż hc pełną gębą. Zresztą, skoro frontman kapeli ma dziary na twarzy, to chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Czytaj dalej →
1. Cardinals
2. Say Goodnight To The Wolves
3. Without Heart
3 kawałki znajdujące się na EP ce to około 10 minut dobrego hardcore’owego grania. First Step jak sama nazwa mówi to pierwszy krok grupy Can You Help? Jestem mile zaskoczony, że mimo bardzo typowego grania, udało się stworzyć coś nowego, i liczę, że kolejne stepy, dalej będą pokazywać wysoki poziom.
Na początek ptaszki, fajnie wchodzi sobie bas, stopniowo klimat wzrasta i się rozkręca. Dalej pojawia się wokal z nieco zachrypniętym i oschłym głosem. Ładnie to się składa w spójną całość, a chęć słuchania wzrasta wraz z budowanym napięciem. Czytaj dalej →
Ciężko napisać w miarę sensowną i składną relację, jeżeli ponad 24 godziny po zakończeniu gigu nadal boli cię wszystko, a na lewej nodze niespodziewanie urosło ci „drugie kolano”. Zacznę od zarzutu, żeby mieć to za sobą i pisać o przyjemnych sprawach. Taki gig w Proximie to nieporozumienie logistyczne i coś co nie powinno się przytrafić po raz drugi. Zbyt duża ilość osób na tak małej przestrzeni cholernie popsuła zabawę na tym koncercie. Jeżeli jedziesz pół kraju, spodziewasz się mega wixy i niesamowitej zabawy, a na miejscu okazuje się, że nie dasz rady sobie palca do dupy wsadzić, bo jest taki tłok, to znaczy, że coś jest nie tak. Taką sytuację mogą uratować jedynie grające kapele. Czytaj dalej →
Jako, że na polskiej scenie dużo się dzieje, serwuję wam drugą dziesiątkę kawałków, które mogą was przekonać do polubienia polskiego metalcoru/deathcoru/hardcoru. Druga dziesiątka a zarazem ostatnia. Nie ma sensu robić kolejnej, nie chcę żeby znalazła się tutaj każda kapela ze sceny. Chciałbym, żeby te 20 typów było ścisłą reprezentacją polskiej sceny. /Kaspa
1. Sailor’s Grave- Sea sick story
Zaczynamy od mocnego i w sumie zaskakującego (dla mnie) uderzenia. Kiedy zobaczyłem na facebooku dużo kapel supportujących debiutu w postaci ep’ki Sailorów, nie wiedziałem co się stało. Nie pamiętam, aby tak wiele kapel zjednoczyło się w imię jednej. Coś w tym musiało być, ponieważ ep’ka kopie ryj bezlitośnie. Mógłbym wziąć dowolny kawałek z Restless, a i tak spełniał by on wszystkie wymagania. Jest moc, jest profesjonalizm, jest świetna robota studyjna, nie ma zastrzeżeń.
2.Ketha- Trip
Od razu wspomnę, że wiem, że to NIE metalcore/deathcore. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Według mnie to mathcore, w dodatku najwyższej próby. Dla starszych słuchaczy coś a’la Kobong, co już jest ogromną rekomendacją. Połamany, poszarpany riff, przypomina momentami Meshuggah. Później w swojej bardziej pokręconej wersji brzmi jak nawet jak Dillinger Escape Plan. Niby jednostajny kawałek, ale zapieprza jak roller coaster. Poznajecie wokal?
3.Nolife- Divide and Conquer
łodzka kapela, która momentami przypomina muzyke graną przez Emmure. Wokal Roberta, trochę odstaje od wokalu Frankiego, ale wszystko do nadrobienia. Gatunkowo najbliżej im do hardcoru, Jeszcze mało znani, ale mam nadzieję, że wydanie ep’ki pomoże im, bo według mnie kawał naprawdę energicznego grania.
4.Siren’s Dawn- Reclamation
Mówią, że najlepszy metalcore w Polsce. Mówią, że łoją dupsko tak zgrabnie, że Monica Bellucci by się nie powstydziła. Mówią, że… a zresztą, niech sobie mówią. Tego trzeba po prostu samemu posłuchać. Jeżeli drogi czytelniku mówisz, że metalcore to gejowata muzyka, dla gejów, chodzących w spodniach tak obcisłych, że jaja bolą- posłuchaj tego. Zmienisz zdanie.
5.Eris Is My Homegirl- Skyless
Oczywiście istnieje odmian metalcoru, nazywany gejcorem. Nie wszyscy musza go lubić (ja nie lubię), ale pasuje dostrzec, że w swojej „niszy” sprawują się całkiem dobrze. Ten kawałek spełnia założenia gatunkowe. Jest kilogram autotune’a, jest melodyjność, są brejki, Ernest też coś tam pokrzyczy (całkiem nawet nieźle) i jest techniawa. Raz w życiu byłem na ich koncercie, byłem lekko pijany, to też zabawa była naprawdę dobra. Jeżeli podejdzie się z dystansem do ich muzyki, może dawać radę.
6.M.O.R.O.N- Lustro
Jedyna kapela w tym zestawieniu, grająca po polsku. Co oczywiście liczę sobie za ogromny plus, bo zespołów grających metalcore/hardcore po polsku zwyczajnie nie ma. Nie wiem dlaczego wszyscy cisną po angielsku. Może marzą o europejskiej sławie i zawładnięci światem, a według mnie powinno zaczynać się od swojego podwórka. Nie wszyscy znają język angielski na takim poziomie, aby rozumieć teksty, a w dodatku, jeżeli wokalista ma średnio dobrą dykcje, jest ciężej. Dlatego wielki plus dla M.O.R.O.N za język polski, ciekawy tekst i po prostu porządną muzykę.
7.Blast Rites- The Descendants of the Morning Star
Pierwsza deathcorowa kapelka w dzisiejszym zestawieniu. Przed wyświetleniem klipu, powinno znaleźć się info dla epileptyków oraz wrażliwych na srogi rozpierdol. Chłopaki prowadzą rzeźnię, wokalista prezentuje dość dużą skalę wokali, zabrakło mi tam jedynie porządnej świni (nadal mam nadzieję, że w końcu ponownie wróci do łask w światowym deathcorze). Reszta muzyków wymiata równo, bez taryfy ulgowej. Przy takich kawałkach mam problem, nie wiem co by tutaj można napisać, bo cokolwiek bym nie napisał to będzie oczywista oczywistość.
8.Captain Grave- Oasis I
Kiedyś robiłem krótką recenzję tej epki. Napisałem tam: „Zakładamy fartuszek, wypijamy lampkę dobrego, czerwonego wina. Nie, nie, wróć. Obalamy flaszkę czystej, wyciągamy jakąś miskę. Wrzucamy do niej dość sporą garść hardkoru, albo, można dosypać jeszcze troszeczkę, o, ooo, wystarczy. Bierzemy dużą łyżkę, dosypujemy nią południowy rytmy, nie żałujcie sobie, oczywiście południowe w tym przypadku to nie takie ‚spod samiuśkich tater’, tylko kawał southern rock/metalu. Tą też łychą dokładnie wszystko mieszamy. Przygotowaną masę posypujemy pokaźną ilością pozytywnego groove. Tak przyrządzone ciasto wkładamy na 30 minut do piekarnika. Życzę smacznego, polecam kosztować z alkoholem.” Dzisiaj nie zmieniłby nic z przepisu, a minęły już 2 lata.
9.Paulo Sergio- Ghosts
Kapela borykająca się z problemami ze składem. Ostatnio zamilkła, jednak zgodnie z obietnicą czekamy na ogarnięcie materiały z nowym perkusistą. A sam kawałek? Generyczny metalcore, niczym specjalnym nie zaskakujący, jednak mocny dający radę. Ot, solidna robota.
FRONTSIDE
DROWN MY DAY
DUST N’ BRUSH
Numer 10 to zbiorowa pozycja dla Frontside, Drown My Day i Dust N’ Brush. Jeżeli drogi czytelniku zaczynasz dopiero swoją przygodę z metalcorem/deathocrem. Nie wiesz z czym to się je, to zacznij od tych kapel. Są po prostu poziom wyżej niż wszystko inne w tym kraju. Pisanie takiej listy bez tych zespołów było nieporozumieniem, sam się nawracam i dostrzegam błąd.
Z okazji 1000 odwiedzin dziś przedstawię Wam sylwetki 15 polskich grup, które jeńców nie biorą. Nie wszystkie z nich są znane na taką skalę jak powinny, inne wracają po latach w wielkim stylu. Łączy je jedno. Ostre i wyrafinowane NAPIERDALANIE!
1.DECAPITATED Wiem, że o nich powiedziano już bardzo dużo, napisano wszędzie gdzie się da i nominowano do wielu nagród ale nie mogłem się powstrzymać. To bardzo ważna grupa dla naszej sceny, naznaczona tragedią, której fani metalu nie zapomną nigdy. Powstali z popiołów niczym feniks i powrócili z albumem, który śmiało można postawić obok „De Profundus” Vadera czy „Demigod” Behemotha. „Carnival is Forever” to pokaz death metalowej finezji i brutalności. Świetne solówki, skomplikowane podziały rytmiczne, potężny, lekko coreowy wokal. Zespół, którego nie można nie znać. Absolutna czołówka. Przed Wami klip do Homo Sum.