Rok 2012 był trochę szalonym etapem dla świata muzyki. Dostaliśmy kilka dobrych albumów, które niestety nie znajdą się u mnie w rankingu (Lamb of God – Resolution, Whitechapel – Whitechapel, Thy Art Is Murder – Hate, Fear Factory – The Industrialist), ale również nie zabrakło tych płyt, którym nakleiłem etykietę „zawód roku”(Parkway Drive – Atlas, Cancer Bats – Dead Set On Living). Resztę krążków, na które warto szczególnie zwrócić uwagę znajdziecie poniżej. Zapraszam. Czytaj dalej
Tag Archives: Stone Sour
Podsumowanie roku 2012 by DREAD
Przyszła kolej na podsumowanie roku z mojego punktu widzenia. Był to niezwykle ciekawy czas, jeśli chodzi o moje osobiste odkrycia muzyczne, premiery, a w szczególności koncerty, które wracając do mnie w myślach, cały czas przywołują uśmiech na twarzy. Pojawiło się też kilka tytułów, przez które przy kilku(nastu) pierwszych przesłuchaniach musiałem zbierać szczękę z podłogi. Mam na myśli takie wydawnictwa jak nowe Vision of Disorder (o którym pisałem już wcześniej), ostatnia Meshuggah, oraz Soen, którym jaram się jak małe dziecko do dzisiaj, chociaż może jest to spowodowane stopniowym traceniem nadziei na pojawienie się kolejnej płyty Toola. Wyszło też kilka płyt, o których Oli i Kaspa już pisali, a mam na myśli ostatnie Periphery i Veil of Maya i popieram kolegów – płyty są świetne, ba, genialne na swój sposób, ale nie jestem w stanie ich słuchać w dużych ilościach i z tego powodu nie pojawiają się w moim podsumowaniu, co nie zmienia faktu, że warto o nich wspomnieć. Pojawi się za to kilka znanych nazwisk, takich jak Chino Moreno, czy Martin Lopez. Pewnie będę jedyną osobą w redakcji, która nie zjedzie ostatniego Parkway Drive, bo – nie boję się tego stwierdzenia – PODOBA MI SIĘ. Nie wiem, co innym nie pasuje, ale jak dla mnie jest coś w tej płycie, że chce mi się do niej wracać… no ale to później, jedziemy. Czytaj dalej
STONE SOUR – House of Gold & Bones Part 1
2.Absolute Zero
3.A Rumor Of Skin
4.The Travelers, Pt. 1
5.Tired
6.RU486
7.My Name Is Allen
8.Taciturn
9.Influence Of A Drowsy God
10.The Travelers, Pt. 2
11.Last Of The Real
Stone Sour – macierzysty zespół Corey’a Taylor’a bardziej znanego z formacji Slipknot powraca z nowym albumem, który zostaje wydany w dwóch częściach – pierwszą już mamy, druga pojawi się na wiosnę. Panowie z Des Moines, jak każdy zespół ma swoje wzloty i upadki (przykładem takiego upadku jest poprzedni album „Audio Secrecy”). Jak jest w tym przypadku? Przekonajcie się sami.
Krążek otwierają dwa utwory, które są singlami promującymi nowy materiał, czyli „Gone Sovereign” i „Absolute Zero”. Ci, którzy zwątpili w energię zespołu niech wyplują te słowa, Stone Sour cały czas potrafi zaskoczyć, a Corey po odrobinę lżejszym albumie pokazuje to na co go naprawdę stać – drze ryja, że aż człowiek dostaje ciarek na plecach – przykładem tego jest również utwór „RU486”.
Wielką uwagę przykuwa część liryczna wydawnictwa – teksty intrygują swoją wspaniałością, a jeśli przyjrzeć się im głębiej to momentami dorównują takim legendom Floydom (Taylor sam to zapowiadał i trzeba przyznać, że z tej strony im to wyszło).
Dobra, dość o tekstach i energii, bo to już zostało powiedziane – przejdźmy więc do ballad, czyli dwóch częściach „The Travelers” i „Taciturn” – kompozycje tak naprawdę nie wnoszą nic ciekawego do albumu, można nawet powiedzieć, że chłopacy się powtarzają, jeśli chodzi o część instrumentalną takich utworów – „The Travelers, part 1” to typowa zrzyna z „Bother”, które zostało wydane na debiutanckiej płycie zespołu, a w „Taciturn” chyba miało być drugim „Through Glass” – przykro mi, że tak się nie stało.
Podsumowując, Stone Sour nie próżnuje, cały czas potrafi zaskoczyć lirycznie i instrumentalnie (szkoda, że nie w balladach). Taylor pozbierał się po śmierci Paula, materiału ma sporo i to widać, bo historia, którą nam opowiedział na albumie wciąga i nie chce puścić. Teraz wystarczy czekać na drugą część płyty, a osobom, które porzuciły zespół na długi czas polecam wrócić chociaż na chwile, bo naprawdę warto. /Devius